Dzień 1, 7 sierpnia, Karlskrona-Kalmar-Hultsfred, 474 km
Pierwszym przystankiem na trasie (nie licząc śniadania) był uroczy Park Łosi, położony przy drodze 25 między Örsjö a Nybro. Taka trochę szwedzka agroturystyka, na sporym terenie mieszka tam 10 łosi – dwa dorosłe samce (w tym największy Erik, ponad 500 kg), cztery panienki i cztery młode. Na wejściu jest jeszcze zagroda z lamami.
(ten łoś jest plastikowy, prawdziwe będą później)
Przez Park jedzie się w dwóch prymitywnych przyczepach, i mieliśmy szczęście że dotarliśmy w momencie otwarcia, bo nie było dużo ludzi. Praktycznie mieliśmy całą przyczepę dla siebie, w drugiej siedziało jakieś 6 osób. Jeszcze przed wyjazdem dostaliśmy po pęku brzozowych gałązek, bo to chyba łosi przysmak. Niedługo po wjeździe na teren objawił się Erik (skoro największy to musiał pilnować porządku).
Stopniowo pojawiały się kolejne, coraz mniejsze, a my mieliśmy radochę karmiąc je z ręki, i nawet dawały się pogłaskać.
W dalszą drogę udaliśmy się do miasta Kalmar, gdzie pierwszym przystankiem był Zamek Kalmar. Zbudowany w XIV wieku, jest najbardziej znany z zawartej w nim unii kalmarskiej w 1397 roku, która zjednoczyła Szwecję, Danię i Norwegię na 130 lat. Nigdy nie został zdobyty.
Wewnątrz mieści się skromne muzeum, ale z ciekawymi eksponatami.
W sypialni królewskiej jest łóżko, ale postacie nie mają nosów – zostały utrącone przez Króla Jana, gdyż uważał że w nosach mieści się dusza człowieka, a łóżko było łupem wojennym. Stąd nie chciał by mu towarzyszyły dusze poprzednich właścicieli.
Nie mogło zabraknąć kolekcji strojów z epoki
Wśród nich najokazalszy królewski płaszcz
Ciekawym pomieszczeniem jest sala przedstawiająca różne tortury z tamtego okresu, głównie przeznaczone dla kobiet. I tak np. kłótliwe baby były skuwane razem w dyby, tak by mogły (i musiały) się widzieć, ale nie mogły się dotykać – a to po to, żeby się mogły ze sobą pogodzić. Reszta jest zbyt okropna żeby przedstawiać.
W samym Kalmarze mieliśmy jeszcze szybką przerwę kawową w starej części miasta.
Z Kalmaru udaliśmy się na Olandię, przez imponujący kilkukilometrowy most.
Olandia jest wyspą wiatraków. Stoją one dosłownie wszędzie, w szczytowym okresie było ich ponad 2.000, obecnie zostało około 400.
Wśród nich jest największy wiatrak w Szwecji, w Sandvik. Zbudowany został w Vimmerby w 1856 roku, przeniesiony do Sandvik w 1885 i pracował do 1950 roku. Od 1964 jest w nim muzeum i restauracja. Wysokość wiatraka (budynku) to 26 m, rozpiętość ramion 24 m.
We wnętrzu można podziwiać wspaniałe drewniane mechanizmy
Najbardziej na północ wysuniętym punktem Olandii jest latarnia morska Długi Eryk.
My jednak udaliśmy się do Trollskogen (Lasu Trolli), gdzie mogliśmy podziwiać niesamowitą przyrodę.
Z braku czasu wybraliśmy krótką ścieżkę, ale też było ciekawie, bo co kilka-kilkanaście metrów była zagadka, której rozwiązanie znajdowało się na następnym postoju.
Wracając z Olandii zobaczyliśmy jeszcze statek kosmitów (później było jeszcze kilka takich).
Na pierwszy nocleg dotarliśmy na kemping w miejscowości Hultsfred. Co ciekawe, drogowskaz do niej stoi na granicy Rumii i Gdyni (foto Google maps).