Węgorzewo-Gołdap 134km
Dziś było głównie po szutrach, drogach leśnych i polnych, brukowanych duktach pamiętających czasy III, a może nawet II Rzeszy, i PGR-owskich klockach. Przez objazdy i nieplanowane wycieczki wyszło jak wyszło, a miało być około 95km.
Po noclegu u Pani Kasi w Maćkach 15 (2km od Węgorzewa, polecamy), udaliśmy się do węgorzewskiej tawerny na śniadanie, gdzie odżyły dawne wspomnienia.
Zameldowaliśmy się również w Straży Granicznej w Węgorzewie informując o planowanej trasie. Po raz kolejny pozostałem pod dużym wrażeniem tej służby, funkcjonariusze byli bardzo mili, przejrzeli trasę pod kątem przejezdności i wprowadzili kilka poprawek oraz cennych uwag. Wizyta i spisanie nas miało mieć oczywiście dalsze konsekwencje, ale o tym później.
Z Węgorzewa udaliśmy się na śluzę Guja-Piaski, i tu był pierwszy objazd, bo droga którą planowałem jechać okazała się poprowadzona górą na wiadukcie. Na mapie tak to nie wyglądało.
Po drodze, w miejscowości Różewiec, jest mały cmentarzyk, prawdopodobnie gospodarzy z okolicy.
Śluza Guja-Piaski (Schachtschleuse Sandhof) to jedyna ukończona i sprawna śluza na Kanale Mazurskim. Różnica poziomów wody 10,3m. Na tej śluzie kręcony był jeden z odcinków "Czterej pancerni i pies" pt. "Wysoka fala". Dzięki uprzejmości Pani śluzowej, weszliśmy na korpus śluzy.
Dalsza planowana droga była zamknięta i trzeba było pojechać objazdem, dzięki czemu we wsi Karłowo napotkaliśmy opuszczony Pensjonat Vena, składający się z drewnianych domków położonych nad małym stawem.
Przez most nad Kanałem Mazurskim w Bajorach, którego (kanału) prawie nie widać...
...staraliśmy się dotrzeć na śluzę Bajory (Schachtschleuse Bajohren), niestety dojście było tak zarośnięte, że w krótkich spodenkach nie dało rady. Nawet w długich bez maczety byłoby trudno. Śluza jest w podobnym stanie co śluza Leśniewo (za wikipedią), czyli prawdopodobnie ukończony jest korpus betonowy bez urządzeń. Udało się zrobić tylko kilka zdjęć przez chaszcze.
Tak sobie myślę, że mimo iż Kanał został sztucznie podzielony przez granicę polsko-sowiecką, i na jego ukończenie nie ma szans, to warto byłoby dokończyć śluzy w Leśniewie doprowadzając żeglugę do Jeziora Rydzówka (przed Gują). Byłby to atrakcyjny kawałek żeglugi po Wielkich Jeziorach Mazurskich. Prace ziemne w zasadzie są ukończone, śluza Leśniewo Górne wymaga tylko zamontowania urządzeń. Gorzej z Leśniewem Dolnym, bo tam jest tylko dolna część korpusu. Podejrzewam, że kosztowałoby to mniej niż przekop Mierzei Wiślanej, a pożytki byłyby większe. Choć propagandowo mniejsze.
Jadąc dalej, skręciliśmy przed Gują na mostek, którym planowaliśmy pojechać, a który odradzili nam pogranicznicy. Mieli rację, sami zobaczcie dlaczego.
W miejscowości Rudziszki chcieliśmy podjechać do granicy, bo jest tam jedyna w Polsce ślepa droga krajowa, DK63. Niestety, mimo tego iż Google Street View dojechał aż do samej granicy, nas zatrzymały znaki 100m od skrzyżowania z drogą Pasternak-Suczki. Dalej droga dostępna tylko dla ruchu lokalnego. A na skrzyżowaniu stała Straż Graniczna, w postaci dwóch przemiłych strażniczek, które oczywiście miały na nas "zlecenie". Z uwagi na jakieś zamieszanie w papierach trzymały nas 45 minut, dzięki czemu mieliśmy czas obgadać dalszą trasę, pogadać o wyprawach, samochodach i broni służbowej (jedna z dziewczyn przyznała się, że na strzelnicy była ostatni raz 5 lat temu, i to jest słabe).
Odcinek Łęgwarowo-Góry był trochę wymagający
Kolejnym przystankiem była Elektrownia Wodna Ołownik...
...i pałac w Mieduniszkach (Gross Medunischken) rodziny Fahrenheidów. Rodzina Fahrenheidów pochodzi z Westfalii i Dolnej Saksonii, część wyjechała w XVI w. do Królewca i osiedliła się później na Mazurach. Sam pałac zbudowany w 1920 r., po wojnie należał do PGR (a jakże), w 1997 r. przeszedł w ręce prywatne i w 2004 r. podczas prac renowacyjnych spłonął (wg informacji chłopaka-przewodnika z Rapy został celowo podpalony, żeby uzyskać odszkodowanie). Obecnie kompletna ruina.
W Mieduniszkach Małych urocza opuszczona stacja paliw koło PGR.
W Rapie odwiedziliśmy piramidę, która była zbudowana jako grobowiec rodzinny Fahrenheidów. Obecnie jest po renowacji, a wewnątrz znajduje się 9 trumien rodzinnych.
Dostępu do parkingu przy piramidzie strzeże czarownica.
W Baniach Mazurskich zjedliśmy kartacze w Barze Młyn (info z ulotki: "obecnie młyn jest po renowacji i nie straszy widokiem mieszkańców" - interpretację pozostawiam Wam), ale mimo polecenia przez strażniczki spotkane w Rudziszkach, kartacze nie umywają się do tych z Gołdapi.
Inną drogą (#zawszeszutrem) wróciliśmy do Żabina, gdzie znów chcieliśmy podjechać do granicy, niestety zatrzymał nas znak. To ciekawe, bo za znakiem granicy Państwa są jeszcze zabudowania, co oznacza iż ludzie mieszkają tam formalnie za granicą czy też może na "ziemi niczyjej".
W okolicach Obszarnik z drogi widać słupki graniczne, a w Użbalach natrafiliśmy na rondo o ciekawej nazwie.
Po drodze udało nam się ustrzelić kilka ciekawych okazów miejscowej zwierzyny...
...oraz jednego grata (#zawszegratem).
W Gołdapi wylądowaliśmy w takim pensjonacie, na którego kolor brakuje mi określenia. No ale ja jestem facetem, to się nie znam na kolorach