Dziś w ramach wiosennych porządków w spodniej części auta pojechałem do dr Kulczyka na myjnię. Do programu "aktywna piana"
![[hehe]](./images/smilies/hehe.gif)
dołożyłem za 3 złote polskie opcję mycie podciśnieniowe podwozia, no bo wypadało po zimie się rozprawić z solą, której w moim niespełna półmilionowym mieście wysypano w tym roku 2.500 ton!
I tak patrzę sobie jak te miotły rotacyjne radzą sobie z brudem na lakierze i jest ok jak zawsze. Aż tu nagle spod kratek w podłodze włączają się dysze do mycia podwozia w liczbie może 10 i psikają sobie od niechcenia zmieniając 2 razy kąt. Całośc trwała może 10 sekund, a że ciśnienie było takie jak w zepsutym syfonie, to parsknąłem śmiechem aż echo w hali się odbiło.
Wniosek: bierzcie karchera w łapę, albo i zwykłego węża i myjcie sami, jako i jam uczynił, bo automat przynajmniej na ORLENIE po prostu nie daje rady. Pan, który robi karcherem wstępne opłuczyny stara się chociaż wnęki nadkoli zrobić, ale sól i tak zostaje na rancie, więc robota jest do niczego. Godzinę zajęło mi dotarcie do wszystkich zakamarków w niedużym aucie. Popryskałem też woskiem w szczeliny i czuję się już lżej, do czego Was też namawiam.