and6412 pisze:
Ja takich kursów zaliczyłem, już chyba z 6 (w harcerstwie, na prawo jazdy, w szkole itd...) i szczerze powiedziawszy nic nadal nie umiem i to nie to, żebym je odbebnil, naprawde słucvhałem. Poprostu takie rzeczy sie zapomina, jak sie ich nie stosuje
Cały dowcip polega na tym, że na kursie musisz powtarzać R, aż do
![[puke2]](./images/smilies/puke(1).gif)
, a potem jeszcze trochę. Lekcję powtórzyć po jakimś czasie. Wtedy, nawet jak zapomnisz to i owo, to podstawy zostaną. Uważam, że słuchać, to można bajki na dobranoc i kolegi przy piwie
![[zlosnik]](./images/smilies/zlosnik.gif)
, a ratownictwo dla nie-medyków, to jest zestaw umiejętności praktycznych i tyle. Dla medyków wszelkiej maści zresztą też, bo na filozofię to można sobie pozwolić na oddziale, jak pacjent jest przyjęty planowo.
and6412 pisze:
a później nie jest sie juz niczego pewnym i w efekcie pojawia sie wątpliwość, czy aby nie narobi się więcej szkody swoja niewiedzą. Poza tym wiem coś o działaniu w sytuacji stresu, wierzcie mi, że chyba nawet tydzień po kursie nagle nicby juz nie pamiętał, poprostu trzeba miec wprawę. Doświadczylem, tego w te wakacje, ajk motocyklista po makabrycznym locie wylądował mi koło drzwi. Swojąd drogą do tamtego momentu zawsze podobały mi sie motocykle, teraz już wiem, że niegdy nie wsiądę na motor (serio)
Kwestia działania w warunkach stresu, jest osobnicza, ale do wyćwiczenia.
Zapewniam Cię też, że lepsza jest nienajlepsza opaska na urwanej ręce, niż jej brak i lepsze połamane żebra, od zgonu. Jakby co, to ja w każdym razie wolę (odpukać) i prawo też woli. Już sama pozycja boczna ustalona (tzw. bezpieczna) to duży sukces, oczywiście poza obrażeniami kręgosłupa.