and6412 pisze:
Auto starsze niż 10 lat, nie ma prawa być w Polsce zarejestrowane po raz pierwszy, chyba że jest pojazdem kolekcjonerskim, lub zabytkowym. W razie czego służę definicją pojazdu zabytkowego i kolekcjonerskiego
![[zlosnik]](./images/smilies/zlosnik.gif)
Całe szczęście, że nie masz racji... Było kiedyś takie prawo celne, które zabraniało rejestrować w Polsce auta starsze niż 10-letnie. Od tego czasu przepisy już kilkakrotnie się zmieniały, obecnie możesz przywieźć i zarejestrować dowolnie stare auto, ale :
- kiedy przywozisz auto jako normalne [nie zabytkowe, i nie pojazd specjalny], to płacisz zaporową akcyzę [przy autach starszych niż 6 lat wynosi 65,5% wartości eurotax w Polsce]. Wymagana\e jest też świadectwo spełniania normy Euro2 lub ostrzejszej [w przypadku W123 zapomnij]. Po 1 maja zmienia się podstawa naliczania akcyzy [nie wartość w kraju docelowym, tylko kwota z umowy sprzedaży lub w spornych przypadkach wartość w kraju źródłowym], zniesiony zostaje też wymóg normy Euro2. Auta [wszystkie, zabytki i kolekcje też] spoza UE ją objęte cłem [obecnie 35%, po 1 maja chyba nieco mniej, ale dokładnie nie wiem].
- kiedy sprowadzasz auto jako zabytkowe lub kolekcjonerskie [nie chcę się wymądrzać n/t tych definicji, bo choć tłumaczył mi je rzeczoznawca, to nie wiem czy czegoś źle nie zrozumiałem i nie chcę się ośmieszyć

], więc zabytki wjeżdżają do Polski bez papierów Euro2, nie płacąc akcyzy, a po 1 maja nie płacą również VATu. Rejestrujesz jak chcesz - na tablicach białych lub żółtych [dla żółtych oczywiście obowiązuje odpowiednia ścieżka papierkowa do przejścia].
A zanim władujesz się w biurokracje u nas w kraju - musisz wpakować auto w kontener do Polski, z NY szykuj 800-1200$, a z Kalafiornii to nie wiem, pewnie kapkę więcej. Po 4-5 tygodniach jedziesz po autko do Gdyni.
Inna sprawa, że zamiast się turlać na odległość, to najlepiej pojechać na miesiąc do USA, i znaleźć sobie auto samemu - i to nie koniecznie w ichniejszych komisach, tylko np zrobić rundę np po Long Island, i wypatrywać MB stojących na posesjach, bardzo często zdarza się tak, że ludzie kupują nowe auto, a nie chce im się chrzanić ze sprzedażą starego, to parkują w kąt posesji i auto stoi czasem latami [jak szybko ktoś to przyuważy, to nie zdąży postać]. Kiedy byłem w USA moi szefowie [takie małżeństwo bliskie emerytury] jeździło Lincolnami [TownCar'y '95 i '02]. Facet miał jeszcze wypucowaną Chevelle '69 w garażu. A na podwórku korodowały - Lincoln Town Car '88 [zepsuty zamek od bagażnika, a po 2 dniach mojej jazdy zabita skrzynia biegów]. Oldsmobile Cabrio '95 [zepsuty mechanizm od dachu, przestał się otwierać], Chevy Astro '92 [padł akumulator, trzeba było wymienić], Hyundai Pony '91 [nie przeszedł okresowej kontroli spalin, bo dymi olejem - kwestia małego remontu silnika], 2 Plymouth'y Sundance '90 roku - auta firmowe używane przez pracowników, zamortyzowały się i od 10 lat jeżdżą okazjonalnie jako auta dla lokatorów, GMC 3500 '85 [wielki pickup, kiedyś był potrzebny przy remoncie domu, i przestał], Chevy S10 '88 [okazjonalnie służy jako mała ciężarówka]. Ci ludzie wszystkie te auta z chęcią by upłynnili, bo nie są im potrzebne, a zawalają miejsce w ogrodzie [kasa w tym przypadku w ogóle przestaje grać rolę - dlatego popularne są firmy które na telefon zabierają auto - czasem nawet jeżdżące - za friko, lub czasem wystawiając papiery umożliwiające dostać odpis od podstawy opodatkowania osobistego w wysokości ułamka wartości auta licząc po cenie złomu]. Ludzie są tam zabiegani jak dzikie osły, i mają mnóstwo ważniejszych spraw niż dawanie ogłoszenia na sprzedaż auta, później odbieranie telefonów klientów, umawianie się na konkretną godzinę w domu na oględziny auta, itd. Podjechać, zapytać, kupić, i już...
pozdrawiam