Witajcie,
Zacząłem od sprawdzenia w archiwum, no i wydłubałem post Stawrosa, w którym zgłaszał prawie identyczny problem:
http://www.w114-115.org.pl/forum/viewtopic.php?t=10497
No i u mnie, po wymianie regulatora z powodu skończenia się szczotek w poprzednim, jest prawie tak samo... z tą różnicą, że tylko przy pierwszych dwóch próbnych odpaleniach, podczas testu kontrolek, nie świeciła się w ogóle lampka ładowania, a przy okazji też i lampka rezerwy. Potem chwilę postałem pod otwarta maską, gapiąc się do środka, a jak włączyłem prąd jeszcze raz, to już świeciło ładowanie (i przy okazji rezerwa). No i wszystko byłoby cacy, gdyby nie to, że ładowania nie ma - sprawdzałem miernikiem, jest gołe napięcie z akumulatora, 12,3 V. Na zmiany obrotów silnika nie reaguje. Ale, co ciekawe, podczas pracy silnika lampka ładowania gaśnie. Gdyby nie miernik, mógłbym uznać, że wszystko jest w porządku i jeździć do padnięcia akumulatora.
Wyjąłem regulator jeszcze raz, obejrzałem szczotki - lekkie ślady świeżego użycia i nic poza tym. Alternator się kręci jak szalony, łożysk nie słychać (nie wiem, jak brzmią wyjące łożyska, ale chyba bym się domyślił).
Kiedyś byłem u elektryka, żeby mi przylutował urwany kabelek do rozrusznika, to przy okazji mierzył napięcie ładowania - wtedy, na starym regulatorze, było koło 13,8 V, i powiedział, że trzeba poprawić masowanie

silnika, to się polepszy. ????
![[szalone]](./images/smilies/szalone.gif)
Ale z tym to chyba nie ma nic wspólnego, bo to tak nagle po zmianie regulatora...
Aku jest zdrowy, auto zapala dobrze.
Bezpieczniki w skrzynce obejrzałem, wszystkie OK. Jeszcze jakieś gdzieś?
Obejrzałem wtyczkę dochodzącą do alternatora - nie ma na niej napięcia, ale jest kontakt elektryczny pomiędzy dowolnymi dwiema parami styków (są trzy styki, dwa z grubszymi kabelkami i jeden z cieńszym). Czy tak byc powinno?
Ktoś ma jakiś pomysł, o co w tym chodzi? Czy już zasuwać do elektryka, czy jeszcze w czymś podłubać? I powiedzcie mi, proszę, co tak naprawdę mierzy kontrolka ładowania?
Pozdrawiam,