Jawu pisze:
Witaj, w sobotę pisałeś, że byłeś na regulacji gazu. Połącz to z obecnymi objawami. Chyba trzeba tam wrócić - niech skorygują, lub sprawdzą ustawienia. [...]
Hmm... jest tylko mały problem - ustawiali mi go w Świdnicy, a mieszkam w Warszawie
Ale podsumowując i wymądrzając się z wieczora. Ideałem byłoby znaleźć kogoś, kto pod jednym dachem zrobiłby porządek z elektryką, k-jetem i gazem. Ale takich cudów nie ma i nie jest to kwestia pieniędzy, tylko fachmaństwa. Bo to "trzeba umić". Przekleństwo kupna auta, w którym "jest coś do zrobienia", ale W116 raczej się innej nie dostanie - nawet te, co stoją na Allegro po 30 tys. pewnie niejednego dźgnięcia śrubokrętem wymagają
Tak więc się łata kolejne rzeczy, a wyłażą nowe i nigdy nie wiadomo, czy to zbieg okoliczności, czy jedno wywołało drugie.
Na początek zwalczyłem alternator, który "psuł" wszystko. Po ustawieniu gazu samochód jeździł OK i instalka gaz przełączała prawidłowo. Po kilku dniach zaczęły się jednak cyrki z przepływomierzem, który blokował się praktycznie po każdym zgaszeniu silnika. Na gorącym tylko go "przyłapywało" i dawało się uruchomić silnik, choć wymagało to bolesnego gazowania. Na zimnym trzeba było pomóc ręcznie.
Miało związek? Nie wiem. Moja teoria jest taka, że może i przepływomierz
nie ma wpływu ogólnie na prace na LPG, ale na wolne ma - bo zależnie jak przytka przelot, takie się da ustawić. W Świdnicy by uzyskać normalne obroty na D, bez przygasania, musieli ustawić dość wysokie na P. Być może dlatego, gdy silnik gaszony jest na wyższych obrotach, klapka za każdym razem pukała z większym zamachem w przelot, przesunęła się i zaczęła blokować.
Moja interwencja mogła rozregulować k-jeta na tyle, że teraz ciężko zapala na benz na gorąco, ale co to ma do przełączania na LPG? Nie wiem.
Wlałem mu dziś dla zasady litr płynu chłodniczego i teraz ma pod korek.
Wcześniej miał tyle, że po prostu było widać płyn w chłodnicy, ale
miał tak od chwili gdy go kupiliśmy. Zachowuje się jakby po prostu im
zimniejszy parownik tym więcej czasu potrzebuje na "wypuszczenie" gazu. Dolanie płynu niewiele mu pomogło, ale dziś rozpędziłem go
porządnie jeszcze zimnego i przełączył się na gaz już przy ok. 40 stopniach, tylko dłuższa była przerwa - tak jakby parownik się musiał "odetkać".
Szukałem śruby do spuszczania szlamu z parownika, ale znalazłem w pobliżu dna tylko wystające w bok "coś" z zakrętką jakby stworzoną do odkręcania palcami (karbowana) jednak tak zakręconą, że za cholere i kombinerkami się nie rusza, a urwać nie chce, więc nie podchodzę z cięższym sprzętem.
W okolicach rury układu chłodzenia wychodzącej w dół pod termostatem
znalazłem coś jakby "pocenie się" spod rury, jakby cybant popuścił. Nie jest to wyciek, bo jak pisałem płynu od dawna nie ubywa - dolałem go dla zasady. Ale może układ się tamtędy zapowietrza i puszcza płyn do parownika dopiero po nagrzaniu?
Możliwe toto?
Gab_wybaczcie_rozwlekłe_opisy
