Było już bardzo kiepściutko. Przy -8 stopniach jakie dopadły mnie w październiku na wschodzie kraju myślałem że już nie zapali. W bólach i po błagalnych modlitwach narodził się wreszcie zapłon w reaktorze. Postanowiłem rozprawić się z nim na całego. Miało to mieć miejsce 3 grudnia. Termin umówiony, Mechanik zaklepany. Czekałem. Rozrusznik nie doczekał. Musiał być szybszy!
W Piątek w Warszawie już ledwo na ciepło kręcił, aż w końcu zgrzytnęło i już więcej nie zakręcił. Koledzy pomogli. Do dom dojechałem. Serdecznie Im dziękuje!
W sobotę dzwonie do "mecha".
- Mam dla Pana rozrusznik - powiada.
- Powinien być dobry. Tylko automatu nie ma. Automat się przełoży. Jeszcze go sprawdzę... jest OK. Wymiana jest prosta. Poradzi sobie Pan. Ja nie mam czasu, no chyba że pod koniec tygodnia może się chwilka znajdzie...
Poniedziałek. Uprzedzony ostatnimi postami na temat wyjmowania rozrusznika (i tego ile to może trwać) postanowiłem udać się do jakiegoś warsztatu. Gdzie by tu pojechać. Wybór padł na warsztat przy szrocie Mercedesa na ul Szyszkowej. Dobrze wszystkim fanom starszych MB w Warszawie znany. Chłopaki zapaleni w bojach w rozkręcaniu zwłaszcza beczek, z wymianą rozrusznika nie powinni mieć problemu.
Schodzę do garażu w nadziei, że może cudem zaskoczy, ale cisza jak makiem zasiał

. Złapałem jakąś pomoc drogową co się po osiedlu kręciła, dałem gościowi na piwo i szarpnął mi samochodem. Pojechałem na Szyszkową. Po paru obowiązkowych jobach na śruby, po pół godzinie rozrusznik jest na stole. Przekładają automat, ale ten jakoś nie przesuwa kółka na osi rozrusznika.
- No to zróbcie mi z dwóch jeden działający powiadam. A może w tamtym starym wymieńcie szczotki.
- My tego nie robimy -

słyszę w odpowiedzi. Spojrzałem na ten "nowy" rozrusznik, ale coś mi śruby ustalającej palec mechanizmu sprzęgającego brakuje. Pokazuje.
- A cha. Ma pan rację. Teraz będzie działał. Pomyślałem że nieźli z nich fachowcy. Składają z powrotem. Podłączają do prądu zanim wmontują. Dupa - nie chodzi.
- Co robić - pytają MNIE!

A ja drugi raz myślę: fachowcy. Po chwili pada propozycja
- Może pan jechać z rozrusznikami do elektryka. Tam stoi rower.
Dwa rozruszniki na plecach, rower prawie bez hamulców i z luzami w każdych łożyskach. No i jeszcze zaczęło padać, ale to w takich chwilach w zasadzie normalne. Elektryk był całkiem nie daleko. W Alei Krakowskiej jadąc do Raszyna po prawej w uliczce tuż za salonem Peugeota.
Od razu widzę, że człowiek jest prawdziwym fachowcem. Gorąco go polecam. Rozkręca stary rozrusznik:
Szczotki były - jeszcze trzy, na wykończeniu

. Z czwartej została sama plecionka. Sprężynki rozpadają się w ręku, wirnik ma przebicie, tuleje z luzem na kilometr a wszystko jest brudne jak by z popiołu wyjęte

. Rozkręca drugi rozrusznik, ten co od mechanika mojego dostałem. W środku wszystko nowe, dopiero co po regeneracji u Boscha o czym świadczy odpowiednia naklejka na obudowie. Bez automatu kręci jak zwariowany. Z automatem cisza. Ma przebicie na cewce. Wymienimy automat. Nówka sztuka 110 zł, oczywiście Boscha a nie jakaś podróba. + 30 zł robota.
- Będzie chodził. no chyba że mechanizm sprzęgający nie będzie chciał załączać. - usłyszałem.
Pożegnałem się nie przeczuwając że jeszcze dziś znów tu zajadę

. Jadę do "swoich fachowców" już z połową ładunku na plecach. Zakładają rozrusznik. Kręci, ale się sam. Silnika już nie raczy. Za dziesiątym razem ruszył silnikiem.
- My nie wiemy co to. Pan jedzie do tego elektryka bo może on coś zwalił. My jego roboty nie będziemy ruszać. - Po raz kolejny myślę: fachowcy.
- Coś płace - pytam
- 20 zł. - Pomyślałem nich wam będzie za to rozruszanie śrub rozrusznika to może się i należy. Pożegnaliśmy się.
Jadę do elektryka. Wymieniamy ten mechanizm. Chwila zastanowienia tyko czy ten od starego rozrusznika czy nowy. A jak robić to już wszystko nowe. Kolejne 110 zł. + 40 zł robota. Tym razem też oryginał Boscha. Będę mógł być spokojny o rozrusznik przez następne kilka lat. Mam taką nadzieję!
Dzień się skończył. Jestem bogatszy o doświadczenia.
Pozdrawiam
![[oczko]](./images/smilies/oczko.gif)