Jakiś czas temu stwierdziliśmy z żoną, że potrzebujemy drugiego samochodu. Po długich oględzinach Allegro i nie tylko stwierdziłem, że są dwie opcje: jako że fundusz na drugie auto był dość skromny, w grę wchodził np. kilkunastoletni Opel Corsa, Ford Fiesta, lub ewentualnie jakiś Golf 3. Druga opcja, która pojawiła się w mojej głowie, to zakup starego Merca i jego powolne doprowadzenie do stanu używalności...
I tak wybór padł na beczkę. Egzemplarz z 1980 roku, 2,4D, czarny, który już przechodził kompleksowy remont blacho arki (myślę, że to było daaawnooo temu...), wnętrze też ma w dość dobrym stanie biorąc pod uwagę jego wiek).
Po pierwszych oględzinach mechanik stwierdził, że autem można jeździć, na już to trzeba powymieniać parę elementów zawieszenia (drążki kierownicze, sworznie i tuleje wahacza...), tak poza tym jest w miarę ok.
Po paru dniach zacząłem przyglądać się autu bliżej. Okazało się, że podłoga nosi już ślady ingerencji i to niezbyt fachowej (foto dodam z czasem...). Tak więc postanowiłem - nie bawimy się w żadne łatanie, tylko wycinamy wszystko i wstawiamy nowe. Blacharz zabiera się za robotę zaraz po nowym roku. Wszelkie blachy już zakupiłem...
Pomyślałem sobie, że warto było by też odnowić wnętrze. Tak więc zabrałem się za kompletowanie elementów wnętrza (drewniana zapalniczka, gałka zamiany biegów, okleiny drewniane etc.). Co do całej tapicerki, też mam plany, ale najpierw swoje musi zrobić blacharz...
Kolejne szczegółowe oględziny i okazało się, że są luzy na moście a skrzynia haczy przy wrzucaniu czasem dwójki, czasem czwórki... Nie było wyjścia - zakupiłem dyfer i skrzynię i mój znajomy (zakochany w mechanice jak nikt kogo znam!) właśnie siedzi i kombinuje co by z tego złożyć...
Przy okazji zdejmowania skrzyni postanowiłem wsadzić nowe sprzęgło (LUK), a następnie do wymiany idą wszystkie sprężyny i amorki.
Przy pierwszych mrozach zajechałem akumulator i rozrusznik, więc kupiłem nowy aku i rozruch na gwarancji po renowacji...
W planach mam jeszcze (na najbliższą przyszłość...) usunąć z auta wszelkie oznaki rudzielca, podreperować trochę silnik, a na koniec całkowita renowacja karoserii i malowanie czarną perłą no i oczywiście wymiana wszystkich elementów chromowanych...
Jestem dopiero na początku drogi do doprowadzenia beczuszki do lat świetności i, prawdę mówiąc, kupując to auto nie brałem pod uwagę tego, że mogą czekać mnie takie ,,akcje", ale chyba połknąłem bakcyla i im dalej w las, im więcej trudności, tym bardziej chce się ten projekt doprowadzić do końca... Postaram się w miarę na bieżąco informować o postępach a niebawem zamieszczę foty z aktualnego stanu auta...
Pozdrawiam
|