Stomek pisze:
Ja sadze ze przy obecnym zaawansowaniu chemi nie potrzebne sa takie zabiegi, zwlaszcza, jak pisze McCoy, pozostaje kwestia usuniecia srodkow do przygotowania powierzchni. Sa przeciez rust convertery, podklady z 97%cynku na bazie zywic epoksydowych, podklady trawienne i eposydowe, a nawet akrylowe wypelniacze z inhibitorami korozji. Wystarczy odpowiednio przygotowac powierzchnie i uzyc systemu farb po sobie wedlug zalecen producenta, a nastepnie to dobrze zabezpieczyc antykorozyjnie i wytrzyma rownie dlugo.
Nie sadze zeby jakiekolwiek srodki chemiczne stworzyly powloke, ktora chronilaby przed korozja lepiej niz warstwa metalicznego cynku. Poza tym kazde uszkodzenie malowanej powierzchni powoduje utrate ochrony w tym miejscu. W przypadku powloki cynkowej takie miejsca nadal sa chronione dzieki zjawisku protektorowania. Juz zreszta o tym dyskutowalismy przy okazji remontu blacharki mojego 250 T.
McCoy pisze:
Moje pytania brzmią: Jak wasi galwanizerzy, albo wy sami, poradziliście sobie z problemem niewypułkiwalnego kwasu, którym trawi się element przed wsadzeniem go do zasadniczej kąpieli cynkowej,właśnie z tych zakamarów i z pachwin pomiędzy warstwami blachy?Jak "u Was" wygląda pokrycie powłoką cynkową w zakamarkach najbardziej skomplikowanych elementów o "zamkniętej" budowie? Pytam z uwagi na dość powszechne występowanie zjawiska klatki Faradaya i niedocynkowane narożniki.
Nie wiemy jeszcze jak nasi galwanizerzy radza sobie z tymi problemami bo jeszcze nie cynkowalismy zadnych blotnikow. Wydaje nam sie jednak, ze nie ma tam zadnych przestrzeni zamknietych, z ktorych kwas nie dalby sie wyplukac.