szlag trafil uszczeli pod glowicami, po sciagnieciu okazalo sie ze po prostu ze starosci, dostalo sie troche tez wody w uklad. po rozebraniu kolektory, kanaly w idealnym stanie, mozna rzec ze jak nowe, w ssasych ani grama oleju, to z pocieszajacych mnie wiadomosci. przy okazji, takze ze starosci pekla kilka trojnikow i kolanek, wiec zamowione zostaly w ASO (nawet pan smial sie ze ceny jak do diesla tych czesci, az nie mogl uwiezyc ze takie tanie - nie on jeden hehe). potem juz tylko skladanie, odalenie... i jest cacy, slicznotka chodzi lepiej niz wczesniej. no to probna jazda... w pewnym momencie spadlo cisnienie oleju. wracam do warsztatu. ogldanie myslenie, mierzenie... stwierdzilismy, ze nie trzyma cisnienia jak powinno. potem ogladanie oleju i cos tam ledddwooo ledwooo sie swieci. no to myslenie dalej i padlo na panewki. zostawilem auto i te ponad 140 km wrocilem nie swoim do domu niestety. next day, sciagnieta zostala micha, poluzowany wal i panewki do mierzenia. korbowodowe sa cacay, wal takze, a glowne niestety do wymiany i wynika, ze wlasnie one byly przyczyna spadku cisnienia.
ogolenie wszystko fajnie, bo praktycznie zadnych dodatkowych kosztow przy wymianie, jedynie poza tymi plastikami przy kolektorach. szkoda, ze w trojmiescie nie znalazlem zadnego mechaniora, ktory podjalby sie wymiany a i nie krzyczalby sumki z kosmosu, wiec zapakowalem na lawete i zawiozlem do zaufanego mechanika. jeszcze kilka dni temu, az plakal ze musi znowu rozbieraz gwiazde, bo tak pieknie chodzila ze byl pelen podziwu.
teraz mam plan by pod koniec tygodnia juz odebrac slicznotke
a samochody... coz, czasem musza sie popsuc, inaczej nie bylby samochodami
