A dlaczego uważasz, że komornik miałby cie w cokolwiek wrabiać?
Przede wszystkim czytasz obwieszczenie w całości i ze zrozumieniem. I tym samym upewniasz się co jest przedmiotem licytacji. Czy auto, czy np tylko udział w nim.
Jeśli auto, to idziesz do kancelarii, która prowadzi egzekucję i wchodzisz jak do siebie. Od razu wszystkie te siksy przekładające papiery podnoszą głowy, bo jesteś pierwszym od trzech dni, który nie miętosi czapki oburącz i nie ma pełnych gaci ze strachu, tylko to ty coś chcesz od komora, a nie on od ciebie. Pytasz po pierwsze, czy przypadkiem licytacja "nie spadła", a następnie ustalasz kto zajmuje się licytacją? Z reguły wychodzi jakiś misio starszy stażem, np asesor nazwijmy go Alojzy Resor, często letki cfaniak, prawa ręka komornika, którego prosisz o informację w jaki sposób wyceniono ruchomość. Najczęściej jakiś rzeczoznawca przy pomocy sufitu, kalkulatora i allegro sporządza za kilka ładnych stów wycenę, którą jako zainteresowany kupnem możesz sobie przeczytać. W opisie są zawarte takie zdania, że gdybyś nie widział auta, to gwarantuję ci, że po piątym już byś go nie chciał za darmo. Tekst nie ma zachęcać na otomoto, więc nie ma tam JEDYNY TAKI ZOBACZ, tylko ma robić wrażenie i ma on usprawiedliwiać wszystkie kwoty, które w nim padają, a najbardziej tę na samym końcu, czyli SUMĘ OSZACOWANIA. Dlaczego zainteresowałeś się obwieszczeniem? Bo CENA WYWOŁANIA, to na 1. licytacji 3/4 sumy oszacowania. A szał jest dopiero na drugiej licytacji, gdzie jest to 50%! Na drugiej nie rzadko natłuką więcej niż można było kupić na pierwszej bez łaski.
Jedyne co możesz zrobić jeszcze w kancelarii, to poprosić o możliwość obejrzenia dokumentacji pod kątem kompletności dokumentów, czyli DR i karty pojazdu, ewentualnie zapytać o ilość kluczyków. Ilość kluczyków może wynosić zero, bo niektórzy dłużnicy nie rozumieją, że w ich interesie jest sprzedaż auta przez komornika za najwyższą cenę i np chowają się z kluczykami w szafie, kiedy ten wywozi im samochód z garażu. Brak dokumentów wbrew pozorom nie jest problemem. Auto zarejestrujesz w WK na podstawie dokumentów, które dostaniesz od komora po udzieleniu ci przybicia. Na końcu jeszcze raz upewniasz się jak wygląda wpłata rękojmi, przy ruchomościach o niższej wartości komornicy często nie chcą jej wcale. Nie latają też z każdym na oglądactwo indywidualnie, dlatego zwiedzanie odbywa się często w dniu licytacji np na godzinę przed. Celowo piszę zwiedzanie, bo nie ma czegoś takiego jak jazda próbna. Dobrze jeśli pozwolą i jeśli da się w ogóle odpalić silnik. Auto może stać u dłużnika (rzadko) albo na jakimś strzeżonym parkingu, więc trzeba zdążyć do kancelarii, jeśli ta nie odbywa się przy aucie, a najczęściej tak właśnie jest, bo Pani Krysia musi zebrać dowody licytantów, zrobić kopie, przyjąć rękojmię itp.
Na licytację oprócz ciebie w zależności co jest jej przedmiotem i na jakim poziomie została określona cena przyjdzie z dziesięciu chłopa. Zatem będzie taki tłok, że gdyby nie wspomniana Pani Krysia, to nie byłoby gdzie palca włożyć. Pięciu z nich będzie zawodowymi handlarzami, którzy potrafią obskoczyć ćwierć Polski, żeby na kupnie, przygotowaniu i sprzedaży auta zarobić 1000 zł. Poznasz ich po piterkach w rękach albo takich saszetkach na paskach od spodni, potrafią przyjechać od razu lawetą. Często do dresów zakładają takie smutne skórzane kurtki i równie smutne narciarskie czapki. Trzech następnych będzie napalonymi oglądaczami, którzy wezmą tylko "za cenę", już się widzą jak siedzą w tym aucie, obiecali nawet swoim dupom, że pojadą z nimi tym autem do galerii. Jeden będzie chichociemny, podobny zupełnie do nikogo i nie będziesz wiedział, czy on faktycznie groszem nie śmierdzi tak jak wygląda, czy ma tyle pieniąchów, że się postanowił nie wychylać. No a dziesiąty będziesz ty.
O dwóch rzeczach warto pamiętać: komornik lub jego pracownicy mogą robić wrażenie jakby nie zależało im na sprzedaży auta i jest to najzupełniej normalne, bo oni już swoje zarobili i nie obchodzi ich czy i za ile pójdzie. Wszyscy licytanci będą także robić wrażenie, że im nie zależy, czyli będą ziewać, dłubać w nosie i opowiadać jak ciężko jest dziś sprzedać auto, a to co dzisiaj jest sprzedawane, to jest w ogóle straszny powypadek. Ktoś nawet puści plotkę, że silnik jest zatarty.
Gdyby udało ci się wygrać licytację, to musisz od razu zapłacić przynajmniej część kwoty 20%?, którą zaoferoałeś, więc musisz przyjść z gotówką i licytować tak, żeby ci starczyło pod rygorem utraty rękojmi i/albo spalenia się u komornika i braku możliwości wzięcia udziału w następnych licytacjach. Jeśli wygrasz, to obowiązkowo zostaniesz wyśmiany przez resztę wycieczki, że jesteś megafrajerem, bo zapłaciłeś tyle kasy za ten rocznik. Jeśli wygrasz, to też chwilę później ochłoniesz, bo to będzie początek twoich wydatków i prawdopodobnie bez łaski kupiłbyś to samo z możliwością przejażdżki, niestane przez dwa lata pod chmurką itp. Jeśli przegrasz, to będzie ci szkoda i będziesz żałował, że nie dołożyłeś jeszcze jednego postąpienia, czyli klasyczne co by było gdyby. Ale prawdę o aucie pozna tylko zwycięzca i albo będzie dobrze albo będzie źle.
Aha, może się zdarzyć, że na trzy minuty przed licytacją nagle ten jeden cichociemny zacznie nerwowo biegać między wszystkimi uczestnikami i nagle dostaniesz do ręki np 500 zł. Wtedy o nic nie pytaj, bierz od razu, uciekaj i jeszcze tego samego dnia wszystko wydaj, np zaproś kobitę na dobrą kolację.
Mam nadzieję, że pomogłem.
_________________ 123. W, S i C.
Ostatnio zmieniony ndz lut 09, 2014 9:39 pm przez _me: how_, łącznie zmieniany 1 raz.
|