oto, co przeżyła moja pilotka na zlocie, jej przeżycia i odczucia.............
![[zlosnik]](./images/smilies/zlosnik.gif)
bawcie się dobrze
"Zapiski pierwszaka, czyli wZloty w Pułtusku (made by Biedrona)
Poniższe zapiski nie zawierają wyrazów powszechnie uznawanych za wulgarne ani tym bardziej jakichkolwiek treści pornograficznych, wszystkich szukających takowych wrażeń odsyłam do najnowszego numeru Playboya
Dzień 1 (17/09/04 piątek)
No i doczekałam się… Po dzisiejszym sprincie po firmowych korytarzach o poranku, mam urlop (a właściwie kilka godzin wolnych). Wyjazd teoretycznie o 13, ale czy nas ktoś goni??? Oczywiście źle się dogadałam z Maciejami no i pojechali beze mnie Cholera, do duszy z taką rodziną zastępczą*, co zapomina o dziecku… No, ale na całe szczęście istnieje telefonia komórkowa… wrócili . Wystartowaliśmy ze Szczecina o 14, przy dobrych wiatrach dotrzemy koło 23. Jedziemy na dwa samochody, więc w „razie czego” (odpukać w niemalowane, tylko gdzie w Puzonie jest niemalowane?) jest pomoc bo wiadomo co dwie głowy to nie jedna.
Dana przygotowana z kanapkami a ja jak typowy Łosiu nic ze sobą, ale po takim poranku to nawet jeść się nie chce. Danka i tak na siłę karmi
Jedziemy średnio 60 km/h bo niestety europejskie drogi poorane, dziurawe i zatłoczone. Maciek nieco nerwowy, bo stoimy w korkach.
W drodze mała pns** i kawę w cudnym dworku. Wykwintnie jak na dworze u Ludwika XVI, aż człowiek nie wie czy może usiąść. No, ale pyszna kawa i herbatka z rumem.
Dalsza droga. Po tych 2 łyżeczkach rumu (słownie: dwóch) nieco mi się zasnęło i Macieje śmieją się, że jestem ekonomiczna, zupełnie jak nie mieszkanka Niebuszewa***
Obudziłam się, szaro, zimno i po drogowskazach widzę, że daleko do domu. A najgorsze, że do Pułtuska też. Czuję się jak Osioł w drodze do Zasiedmiogrodu. Maciek i Dana wprawdzie nieco ładniejsi niż Fiona i Shrek (ale Danka ruda a Maciek łysy…) ale ja też z nudów „strzelam ustami”. Zjeżdżamy do Nowego Dworu Maz. Kurcze, tu tylko drogowskazy na Warszawę, jakby tylko ta istniała na mapie… Szukaj Łosi drogi do Pułtuska… No i oczywiście udało nam się zabłądzić. Zawracamy i jedziemy dziwnymi drogami. Dana już zmęczona i źle interpretuje wskazówki Sebiana dojeżdżamy do ścinany krzewów. Skręt w lewo lub prawo, o zgrozo na drogi szutrowe, więc Maciek strajkuje i mówi, że takimi drogami nie będzie jeździł (biedny nieświadomy, co go czeka na rajdzie). Dobrze, że Sebian nie słyszy tego co myślą Macieje na temat jego wskazówek… No ale w końcu udaje nam się trafić na właściwą drogę (nie chwaląc się jam to uczyniła chwytając w swe dłonie mapę i rzeczone wskazówki). Dojeżdżamy wreszcie do Pułtuska. Na skręcie stoi ekipa organizacyjna, która prowadzi nas do celu. My czujemy się co najmniej jak ekipa prezydencka z taka obstawą z przodu.
Jesteśmy na miejscu, godz. 00:23. Jest tak zimno, że nie możemy utrzymać długopisów w dłoni. Brrr… No ale wrzucamy rzeczy do pokoju i biegniemy do ogniska się zagrzać i przekąsić kiełbaską piwo. Najbardziej stresujące sytuacje, tuziny ludzi, których imion nie mam szans zapamiętać (dzięki opatrzności za umyślność organizatorów i identyfikatory). Padamy i idziemy spać, jutro pobudka skoro świt.
* rodzina zastępcza – rodzina założona w ramach programu „przygarnij Kropka”, adopcja częściowa odchowanych, samodzielnych panien z zastrzeżeniem, że rodzina nie wyprawia wesela adoptowanej
** pns – przerwa na siku
*** Niebuszewo – dla nie wtajemniczonych, jedna z dzielnic Szczecina, słynna z całej masy bram i niezliczonej ilości Europejczyków**** wystających w nich od wczesnych godzin porannych lub późnych nocnych
**** Europejczyk – szczęśliwy obywatel Zjednoczonej Europy, żyjący w samym jej sercu znaczy się w Polsce, pijany szczęściem, które mocno chwieje go na nogach, bez względu na porę dnia czy porę roku (szczęście najczęściej przyjmuje formę jakże pięknej zielonkawej butelczyny o wdzięcznej nazwie Byk lub As)
Dzień 2 – rajd (18/09/04 sobota)
„Godzina szósta minut trzydzieści kiedy pobudka zagrała…” Czuję się jak na obozie wojskowym o podwyższonym rygorze. Ktoś włączył na korytarzu syrenę i krzyczy przez megafon „pobudka”. Pierwsza myśl: Zabić. Druga: Cholibka, muszę w sobotę wstać o 6:30. Trzecia: No i na własne życzenie masz taki weekend, więc rusz się i nie marudź…
W łazience tłok i zamieszanie. Po ośrodku biega tłum ufoludków.
Śniadanie: parówki i przesłodzona herbata. No ale mus to mus. Wciskamy z Daną po paróweczce i biegiem do samochodu, bo już każą się ustawiać. A tu niespodzianka, Puzon dymi na czarno. Maciek coś tam grzebie w bebechach i mówi, że spoko. Ja tam się nie znam, może tak ma być ale Dana mamrocze pod nosem niecenzuralne słowa. Wsiadamy i jedziemy kolumną na rynek w Pułtusku gdzie jest start.
Na scenie chłopaki tryskają dobrym humorem, chociaż widać po nich zmęczenie i lekki stresik (bo nigdy nie wiadomo co się nie uda). Start załóg co dwie minuty. My mamy numer 34 więc wędrujemy na kawkę. Panie w barze nieco przestraszone. Klienci o tej godzinie? Rano w sobotę? I nie chcą alkoholu?
11:30 startujemy. Jedyna załoga damska. Ale co tam jak równouprawnienie to równouprawnienie.
Zadanie 1: załoga przed nami ciągle odpowiada, więc czekamy grzecznie na swoją kolej. Pytanie pierwsze: Ostatni znak. Odpowiedź: Łuk. (jak się okaże, to były „cycki”, odpowiedź znała tylko jedna załoga) Pokazują nam jakieś twarze, zasłużone w historii świata i Mercedesa. Na pewno możemy stwierdzić, że kobietka to Panna Mercedes. Reszta to strzały w ciemno…
Ruszamy dalej. Pierwsza zmyła, przegapiamy głaz i krzyż przed skrzyżowaniem, więc zawracamy. We wstecznym lusterku widzimy załogę numer 35 (Wookee i MacKuz, znaczy się Sami Swoi o ironio). Drogi jak na Marsie, dziura goni dziurę.
Zadanie 2: spalona dzwonnica. Wypadamy z Danką z samochodu za nami biegną następne załogi. Nerwowe poszukiwania „czegoś”. Zaglądamy nawet pod kamienie. Wszyscy biegają wkoło. Pośrodku stoi Maciek i patrzy na nas jak na bandę Łośków, znaczy się z politowaniem. Pytanie: A czego Wy tu szukacie? Ja chyba niezbyt mądrze odpowiadam, że zadania drugiego. Okazuje się, że mamy podać daty śmierci Sienkiewicza i Iwaszkiewicza (tylko, kto powiedział, że akurat tych z encyklopedii???) Dnia ani godziny nie zna nikt. Dzwonię chyba do połowy rodziny, poruszamy wszystkich znajomych i przyjaciół Królika żeby na mecie dowiedzieć się, że okropne z nas Blondynki. Nie każdemu psu na imię Burek a tu chodziło o dwóch Bogu ducha winnych ludzików o jednoznacznie kojarzonych nazwiskach… Bieg Osiołków do samochodów.
Byle szybciej do zadania trzeciego. I zaczynają się szutrowe drogi, pył wciska się wszędzie, cały samochód się trzęsie… nadzieja w sercu, że jednak jakoś do końca dojedziemy. Nie zazdroszczę organizatorom jak zaczną spływać rachunki za naprawę samochodów… Okazuje się, że nasz licznik przekłamuje odległości i muszę na bieżąco sprawdzać całkowitą ilość przejechanych kilometrów i ćwiczyć dodawanie. Dobrze, że na maturze zdawałam matematykę.
Zadanie 3: Parafialny Klub Sportowy w Lubaniu Nowym… zaczepiłyśmy chyba wszystkich możliwych przechodniów w rzeczonym mieście. Cóż za nieświadomość w narodzie! Nikt nie wiedział. Szatańskim sposobem wydobyłam informację od jednego z uczestników. Miejscowy każe nam jechać w złą stronę, ciekawe ile mu zapłacili za mieszanie w głowach uczestnikom? Ale jesteśmy twarde, jedziemy zgodnie z planem.
Przy zadaniu czwartym kolejka, więc chłopaki dumają pochyleni pod jakąś otwartą maską. Przerwa na batonika.
Zadanie 4: test ze znajomości przepisów drogowych. Melvis odmierza czas. Ogólna wesołość w samochodzie przy pytaniu bonusowym. Założę się, że Panowie nie widzieli tam roweru Startujemy dalej. Czas nas goni, bo przez ten przestój mamy lekkie opóźnienie.
Jedziemy przez pola i lasy w większości szutrem… Dana niczym Hołek ścina zakręty i depcze „homoseksualistę”* gazu. W samochodzie pełna napięcia cisza. Byle nie pomylić i nie zgubić się.
Widoki niezłe. Strasznie wierząca ludź mieszka na Mazowszu... co i rusz kapliczki i krzyże.
Wpadamy na kolejkę „naszych” przy zadaniu 5. Więc wymiana wrażeń w poczekalni. Próba dowiedzenia się o co chodzi w zadaniu 5. Część mechaniczna więc leżymy. Nawet nasze piękne uśmiechu i trzepotanie rzęsami nie robią wrażenia. Musimy tak jak inni główkować. Dana jeszcze trzyma fason i próbuje odgadnąć. Ja oglądam części w poszukiwaniu Gwiazdek. Wynik raczej kiepski w porównaniu z innymi, tylko 30 punktów.
Biegiem ruszamy dalej. Zadanie 6: liczenie rur.
Liczymy razem z inną załogą. Nie zauważają piątej rury, lekko nakrytej liśćmi. Niestety to jest rywalizacja, więc się nie wyrywam do poprawiania. I tak w finałowej klasyfikacji są daleko przed nami.
No i w samochód i co koń wyskoczy (mechaniczny). Przez szutry, pola i wioski pełne Europejczyków… cóż za cudny kraj, mlekiem i bimbrem płynący.
Zadanie 7: budki lęgowe.
Tubylec zaczepia mnie ile razy już je liczę. Ja z lekko wystraszona mówię, że pierwszy a on mi wciska że niemożliwe bo już mnie kolejny raz widzi. Albo przeskoki w Matrixie** albo Europejczyk. Po krótkiej obserwacji stwierdzam że raczej to drugie. Budek jest osiem. W ostatniej chwili dostrzegam tą najmniejszą. Jeszcze raz liczenie, zapis i dalej. Przed nami tylko meta. Ostatnie kilometry i nerwowe spojrzenia na stoper. Zmieścimy się czy nie? Jesteśmy o czasie. Chwila postoju żeby nie zarobić punktów karnych i nareszcie koniec.
Tajemnicza wioseczka, której nazwy nijak nie mogę zapamiętać przywitała nas pieśnią radosną. Wysiadamy zmęczone i głodne. Zasiadamy na słoneczku i polujemy na kelnerkę. Nieco nieobecna panna o błędnym wzroku jak po porządnej dawce jakiegoś narkotyku przynosi nam nareszcie zupę kurkowo-pieczarkowo-koperkową w chlebie. Chyba bieda w narodzie, ludzie zjadają pokrywki. Na drugie danie nie możemy się doczekać. Znowu polowanie. Muszę być „stanowcza”***… dostajemy drugie danie. Zimne i znowu z koperkiem… Człek jednak głodny i zjada wszystko.
Jakaś panna miejscowa musi odczuwać okropny ból istnienia, niemiłosiernie wyje na scenie; mamy dość, Sebian interweniuje (mam nadzieję, że nikt nie musiał za to zapłacić) i nastaje błoga cisza. Pijemy herbatkę w przemiłym towarzystwie Ani i Pawła. Jest bosko; No i znowu Sebian krzyczy przez megafon. Ustawiamy się w kolumnę, wracamy do Pułtuska gdzie czeka nas przejazd w kolumnie z obstawą przez rynek i próby sprawnościowe. Jedziemy pierwsze a za nami całą kolumna. Chłopcy radarowcy przejmują nas przed Pułtuskiem, wjeżdżamy z fajerwerkami na rynek. Ludzie machają a my zacieszamy.
No i teraz najgorsze, próby sprawnościowe. Teraz to dopiero się zdenerwowałam. Wjeżdżamy na plac wszyscy a kazali zostać na drodze; ale nijak taka ilość mercedesa by się tam nie zmieściła. Więc zawracamy i podjeżdżamy od drugiej strony, polną drogą. Część ekip pojechała zupełnie w inną stronę i zagubieni dojeżdżają po chwili.
Pierwszy test ; kręcioł. My jako druga ekipa. Dance trzęsą się kolana a mi udziela się zdenerwowanie. Startujemy. Dana ciśnie gaz i kręci kierownicą, dobrze że ma wspomaganie kierownicy; Maciek krzyczy ;zmieścisz się;!!! Ale Dana zatrzymuje auto, cofa i startuje dalej. Meta. Minuta. Wynik chyba bez rewelacji.
Zadanie 8. Zdjęcia z trasy. W większości strzelamy. Mam nadzieję, że nie wskazałyśmy zdjęcia z Bornholmu;
Ustawiamy się do drugiej sprawnościówki. Jakimś cudem wychodzi nam, że jesteśmy teraz w środku. Po pierwszej próbie trzęsą się nam ręce jak rasowym alkoholikom. Idziemy oglądać inne załogi. Ktoś z dzieckiem w foteliku szaleje na placu. Gdzieniegdzie palą gumy. Pomijam tumany kurzu unoszące się nad całym obszarem. Na próbach wychodzi, że nie rocznik samochodu się liczy a umiejętności kierowcy.
Przygotowania do drugiej próby. Ustawianie ściany z logosem EV (to się nazywa promocja

No i start. Slalom, podjazd do naprawdę mini mini mini kosza z piłeczkami, rzut, bramki i maksymalnie blisko do ściany. Nareszcie my. Dana startuje. Ja niestety nie trafiam żadną piłeczką, wszystkie umiejętności z wf-u poszły w zapomnienie. Podjeżdżamy do ściany. Nie dotknęłyśmy. Ustawiamy się z boku i czekamy na resztę ekip. Zaczyna się ściemniać. Nie wszystkim udaje się zahamować przed kartonami. Więc ekipy dostają gromkie brawa. Coż za złośliwość tłumu. Nareszcie koniec. Jedziemy do siebie, do Rybaczówki.
Jeść!!! Pić!!! Spać!!!
Docieramy na miejsce. Na horyzoncie brak jadła a najgorsze, że nie wyczuwam też żadnego zapachu. Chyba nie umrę tu z głodu; A może to jakiś ukryty sposób na wykończenie człeka?
Nareszcie mogę założyć babską koszulkę klubową, chyba na nią zasłużyłam;
Jest jedzenie! Jakieś biedne prosię biega po stole w kawałkach. Tłum wygłodniałych rajdowiczów zabija głód. Jedzonko przepyszne a do tego z piwem; Będę żyła ;
Pogaduchy przy ognisku ale ja padam i odpadam do łóżka.
* homoseksualista ; potocznie zwany pedałem; ze względu na poprawność polityczną nie możemy jednak tego słowa używać
** przeskoki w Matrixie ; błędy systemu dające wrażenie ;deja vu;; wszyscy fani trylogii braci Wachowskich wiedzą o czym mówię, reszcie radzę w końcu rozpocząć edukacje filmową i koniecznie obejrzeć choćby część pierwszą
*** być stanowczym ; wyawanturować się o swoje, grzecznie acz skutecznie
Dzień 2 i 1/2; a prawie 3 czyli noc a właściwie ranek - (sobota/niedziela)
Do Biedronki przyszedł Żuk, w okieneczko puk puk puk; A właściwie to nie do Biedronki a do Dany, nie Żuk a właściwie to Maciek opity piwa jak bąk, nie w okieneczko a w drzwi; A Dana zamknęła. Maciek śpi w campingu. To się nazywa kara. Przy tych temperaturach bez śpiwora to już jest sport ekstremalny;
Dzień 3 ; (19.09.04 niedziela)
Dziś pokaz elegancji na rynku w Pułtusku. Więc się elegancko nam Puzon zagotował przy wyjeździe ; Na nic nasze przygotowania. Chyba się nie przebierzemy. Maciek z Pawłem kombinują. My nieco nerwowo przebieramy nóżkami, bo pokaz pokazem ale przed nami jakieś 600 km do domu. Udaje się, zegar wprawdzie wariuje ale samochód idzie pięknie i udaje nam się dojechać na rynek. Czyszczenie samochodu (nareszcie przydały nam się zielone koszulki

i przebieranie w stroje. Najbardziej zaciekawieni są Panowie przechadzający się w pobliżu. Dwie panny wyginające się na przednim siedzeniu żeby wcisnąć się w kieckę lub spodnie; No ale nie ma na co patrzeć, dobrze się kamuflujemy. Dana jak przystało na prawdziwego gangstera posiada nawet broń. Ja mam być lalunią, w końcu każdy gangster ma na boku jakąś lalę. Mam nadzieję, że Maciek nie będzie robił scen zazdrości, że Dana prowadza się z kimś na boku. Podjeżdżamy do komisji, Dana jako posiadacz opowiada o samochodzie. I wracamy na miejsce.
No i w końcu nadchodzi koniec, przyznanie nagród (24 miejsce w kwalifikacji ogólnej). Z tych całych emocji zapomniałam kto wygrał; Pamiątkowe zdjęcie wszystkich obecnych na zlocie, pożegnania i wyjazd do domu.
Maciek umiera na tylnym siedzeniu, mamy go do 18 z głowy. Na trasie spotykają nas klubowicze z Poznania i jedziemy razem. Po drodze obiadek i dalej w trasę. Na szczęście droga jest super. Jedyny minus to opłata za przejazd autostradą. Poznaniaki to naprawdę złotówy.
Jesteśmy strasznie zmęczone. Zatrzymujemy się na małą przerwę w Zajeździe nad Obrą. Wystrój jak późny gierek; Maciek ożył i zajada zupę. Ja dostaję herbatę w szklance! Brakuje mi tylko blaszanego koszyczka do trzymania szklanki. Że też ludzie piją jeszcze w czymś takim. No i udało mi się wylać herbatę; Pan Kelner jednak jest miły i nie awanturuje się. Chyba podoba mu się nasza babska koszulka. A co ma się nie podobać? Koszulki są super!
No i nareszcie dojeżdżamy do domu! Kocham zapach czekolady unoszący się w Szczecinie i lubię paprykarz i wszystko lubię; Spać.
c.d.n. jeżeli Dana z Maćkiem mnie nie wydziedziczą po opublikowaniu tychże zapisków i uda mi się dojechać na następny zlot.
Pozdrowienia dla organizatorów. Impreza super zorganizowana. Szacuneczek "
matko, ta kobieta marnuje swój talent
![[zlosnik]](./images/smilies/zlosnik.gif)