->
Na wstępie od razu zaznaczę, że jeżeli komuś nie chce się czytać niech nie czyta i nie komentuje.
Proszę o radę, może ktoś mnie pocieszy
Otóż:
Miesiąc temu miałam poważną kolizję.
Jadę sobie w mieście 50-60/h, droga pusta, prosta i lekko mokra bo padało.
Widzę przed sobą (jakieś 200m) samochód wyjeżdża z podporządkowanej (dokładnie z uliczki do podwórka). Wyjeżdża na prostą z prędkością 10-15/h i wjeżdża przede mnie. Jestem za tym samochodem jakieś 150 m.
Pomyślałam, że przecież nie będę teraz zwalniać skoro on tak wolno jedzie, nic nie ma z naprzeciwka więc wyprzedzę.
Włączam kierunkowskaz, zjeżdżam na lewy pas, jestem od tego samochodu jakieś 10 m i nagle... on zjeżdża do środka jezdni , włącza kierunkowskaz i twardo skręca w lewo.
Ja niewiele myśląc na maxa też w lewo...
Niestety nie udało się (ta osoba mnie nie widziała !), i obydwa samochody mocno są pogruchotane.
Przyjechała sobie policja, obejrzała wszystko i co się okazało.
1.to jest wszystko moja wina
2.drugim samochodem jechała kobieta z małym dzieckiem więc ona NA PEWNO jechała ostroznie a to ja brawurowo.
3.policjanci w sprawozdaniach napisali, że jechałam 60-70/h (podobno sama im tak powiedziałam!)
4.stwierdzili, że ja nawet nie hamowałam bo nie było takich śladów na jezdni (nikt mnie nie zapytał czy mam ABS)
Sprawa idzie do sądu ale jak się dowiedziałam mam małe szanse na wygranie (chociaż to ja próbowałam uniknąć kolizji bo ona nawet mnie nie widziała), ponieważ zaczęłam manewr wyprzedzania na pasach...
Chyba popełnie sepuku...
Miał ktoś może podobną sytuację? Bo ja już nie wiem co mam robić. Jutro na przesłuchanie jadę
PS nie ja jestem autorem tego tekstu...