Przeleciałem oczkami temat. Miałem w czasie czytania trochę wspomnień...... fajnych, słonecznych, szybkich, deszczowych, z rozerwaną oponą (dwa razy), dalekich i trochę bliskich, czasem ubrany jak trzeba, ale głównie na krótki rękaw (a nie jeździłem w koło pompy)....... ech fajnie było. Nie jeżdżę już dwa lata. I jak na razie mnie nie ciągnie. Zapodam zajawkę mojego około piętnastoletniego motocyklowania.
W '92 kupiłem mój pierwszy motocykl (wyszedłem z domu po śniadaniu wielkanocnym), na którym tak jeździłem:
A tu Konik 30 kilo temu, chwilę po powrocie ze Skorpiona '92:
Sprzedałem go w '93 - NACISK rodziców i permanentny, totalny szlaban na wszystko, ale powiedziałem im, że i tak kupię - żyli nadzieją, że mi przejdzie, a ja się wyprowadziłem i dopiąłem swego. W '96 wynająłem mieszkanie i kupiłem nowe Suzuki Marauder 800. Pojeździłem trochę i sprzedałem. Kupiłem nowe Suzuki Freewind 650. Usłyszałem od kolegów, że następny pewnie będzie skuter. Oooooo kur...! Skuter? Nie! Pojeździłem trochę i........ wróciłem na jedynie słuszną, obraną na początku drogę.
W '99 kupiłem, a raczej zamieniłem Freewind'a z dopłatą na Hondę Gold Wing 1500 '97. Oooooo, to było TO! W tym roku pojechałem z moją Małgosią Goldaskiem do ślubu. We fraku! Nie mam w tej chwili scanu fotek - to był czas "kliszy"
Goldaskiem przejechałem kilkadziesiąt tysięcy km. W ciągu sezonu kulałem około 20 000 km. Zjechałem kawał Europy. Potrafiłem zrobić 1350 km dziennie. Pamiętam takie fajne wakacje w 2000 roku, kiedy pojechałem w Europę i zrobiłem 8 500 km w 16 dni, z czego 8 dni to dwa zloty we Francji i w Hiszpanii. Fajnie było. Sezon zimowy był krótki. Kiedyś Goldaskiem pojechałem do Szczyrku na narty. Oczywiście z nartami. Jak? Kur..... nie wiem gdzie mam fotki, ale poniżej coś jeszcze będzie w tym klimacie
![[zlosnik]](./images/smilies/zlosnik.gif)
Na nartach nie poszalałem. Coś wstrzymało wyjazd i jak zajechałem z tygodniowym opóźnieniem, to już śnieg był słaby. Ale na Biały Krzyż (Przełęcz Salmopolska) wjechałem. Wśród sniegu. Fajnie było.
Tak się kulałem do końca sezonu 2002. Aaaaa! Fotki
W 2002 roku w Szczyrku po 9 latach spotkałem mój pierwszy motocykl. Wyglądał już "trochę" inaczej........ ja też
I tak nadszedł nowy 2003 rok, a wraz z nim z Kanady przyszła paczka
z której wyglądała nieśmiało "deska rozdzielcza"
A to co nieśmiało wyglądało z paczki, jak z niej wyszło, powaliło mnie na kolana
Dalej było fajnie. Kilometry, wiatr, słońce, deszcz, kilometry...... nakulałem znowu kilkadziesiąt tysięcy km.
W Alpach
i w drodze powrotnej przez Alpy - było chłodno
Wypad w koło komina (Konina
![[zlosnik]](./images/smilies/zlosnik.gif)
) (a jednak się zdarzało) 2 stycznia 2005 - Oooo

tu się nawet ubrałem
I tak sobie jeździłem przez 13 lat. Bez ani jednej, choćby parkingowej przewrotki. Aż do 9 października 2005, kiedy to ubrany jak Bozia przykazała, przy 40 km/h złamałem kręgosłup. Swój. Moto miało zaledwie kilka otarć.
Od kolegów dostałem koszulkę
Dało się ją wciągnąć na gorset gipsowy
![[zlosnik]](./images/smilies/zlosnik.gif)
Fajnie było.
Ale to nie koniec
![[zlosnik]](./images/smilies/zlosnik.gif)
Wylizałem się! Po
sześciu dniach wstałem i powiedziałem lekarzowi, że idę do domu. A on, że nie. A ja, że tak. Nie będę pisał ile trwała wymiana zdań. W domu byłem tego samego dnia. Kilka miesięcy w gipsie, jednym gorsecie, drugim gorsecie. "Pancerz psychiczny" zrzuciłem po roku. Przez rok bałem się, że mnie ktoś potrąci, a ja się złamię. Ech..... fajnie było.
W 2007 roku kupiłem
Harley mój to jest to, kocham go
![[zlosnik]](./images/smilies/zlosnik.gif)
Hehe. Kulnąłem nim 1 000 km i wiedziałem, że to już nie to. Raz, że Harczy (a jednak). A dwa, że czasem było pięknie, a czasem zdawało mi się, że wszyscy chcą mnie zabić.

Harczy poszedł do ludzi. I tak zakończył się jakiś rozdział mojego życia.
Dziś nie mówię tak, ale nie mówię też nie.
![[zlosnik]](./images/smilies/zlosnik.gif)
Wróciłem do mojego starego hobby, znalazłem też przyjemność w innych pasjach. Bez pasji nie da się żyć.
Ale się rozkręciłem.......... a to zaledwie mały fragment jakiejś małej części mojego życia.
Born to be ride!