Panowie, pojawił się problem przy którym rozkładam ręce... Po kolei:
Jeżdżę sobie po mieście, co jakiś czas postój, odpalam gaszę, jak zawsze wszystko bezproblemowo. W końcu przed kolejnym postojem przełączam zasilanie z LPG na PB i gaszę auto. Po piętnastu minutach odpalam na PB oczywiście i zaczynają się cyrki...
Jeszcze nie zdarzyło się mojej beczce w tak dziwny sposób uruchamiać. Zamiast standardowej procedury odpalania typu "cyk i jedziemy" muszę kręcić i kręcić i niby silnik zaskakuje ale jakoś dziwnie opornie, jakby miał przestawiony zapłon...
W końcu jednak odpaliła... Jadę niepewnie i zaczynam przełączać na LPG. Wszystko ok, jedziemy dalej. Zatrzymuję się na światłach... Zdechła... Odpalam na LPG. Zazwyczaj nie ma z tym problemu, jednak tym razem musiałem pokręcić jakieś trzy razy dłużej... Odpaliła, jadę dalej. Zwalniam przy wjeździe pod blok i znowu zdycha... Odpalam tak samo jak wcześniej, Przełączam na PB, zatrzymuję się na parkingu i wszystko jest ok. Obroty w normie, praca równomierna, reakcja na gaz prawidłowa.
Gaszę idę do domu.
Następnego dnia o poranku pakuję się i zbieram się do powrotu do Szczytna. Kręcę, kręcę, kręcę, załapała, chodzi na wszystkie cylindry ale nie może nabrać obrotów... Nie reaguje na gaz... Pochodziła chwilę i zdechła na dobre...
Zaczyna się sprawdzanie wszystkiego po kolei. Paliwo: jest, kopułka: czysta, iskra: jest... WTF???
Jako, że akcja miała miejsce w Pabianicach, pierwsza osoba jaka przyszła mi do głowy, to arbies. Dzwonię. Po chwili jest już u mnie z innym gaźnikiem. Przekładam, kręcę, kręcę i nic.

W końcu sprawdziłem wszystkie świece i na każdej taka sama iskra. Pomyślałem może, że to membrana w gaźniku, więc spróbowałem palcem lekko unieść tłok w gaźniku podczas odpalania, ale nic to nie dało. Jak później ustaliłem w domu, na biegu jałowym tłok spoczywa martwy, więc przynajmniej powinien odpalić nawet z uszkodzoną membraną... Z resztą nawet arbiesowy gaźnik nic tu nie dał...
Jeszcze jedno ciekawe zjawisko zaobserwowałem. Podczas kręcenia pojawiały się lekkie pyrknięcia w wydech. Pyrknięcia nie strzały i nie w kolektor ssący.
Co mogło zawinić? Aparat zapłonowy na miejscu... Jedyne co podejrzewam to świece (mają ponad 25tys przelotu), oraz kable WN (te są jeszcze starsze). Iskra niby jest ale mam wrażenie, że trochę słaba.
Inne co podejrzewam, to zgon modułu zapłonowego, ale czy w takiej sytuacji powinno nie być wcale iskry???
Kable i świece już zamówione, ale nie mam pewności, czy to rozwiąże sprawę, dlatego proszę Was o jakieś inne pomysły bo wypad do Pabianic na darmo byłby dla mnie zbyt dużym problemem, więc muszę być przygotowany na wszystkie możliwe sposoby...
Cały czas chodzi mi po głowie układ WN, ale czy opisane przeze mnie objawy słusznie nań wskazują???
Pozdrawiam.