Idea tuleji rozprężnej jest taka, że rozkręcenie nakrętki powoduje konieczność jej wymiany, magia i magicy są wszędzie

i bywa, że bez wymiany jeździ.
Wstawia się nową tulejkę pomiędzy łożyska i skręca dotąd aż uzyskamy odpowiedni moment hamujący w N*cm - dany przez fabrykę.
Ja do pomiarów stosuję kawałek pręcika domontowanego do flanszy z cieżarkiem na sznurku aby obliczyć sobie ramie (zmieniam punkt zawieszenia ciężarka) i moment jaki wytworzyłem na zasadzie wagi i ustalenia punktu w którym łożsyka poruszone palcem zatrzymują się albo lecą dalej poruszane siłą dźwigni i ciężarka.
Bez wyciągania koła talerzowego trzeba uwzględnić moment hamujący jaki ono wytwarza i przyjąć go jako wartość odniesienia. Skręcając nakrętkę nie można jej luzować aby zmniejszyć moment hamujący dlatego skręca się ją małymi krokami.
W efekcie nakrętka jest zakręcona bardzo mocno (setki Nm), nie ma luzu na wieloklinie. Wałek i łożyska są tylko odpowiednio ściśnięte i nie ma obawy, że z powodu luzu wybiją się tryby ani popalą łożyska.
Takie efekty występują dość często - po wymianie most zaczyna w jakimś czasie wyć, mielą się łożyska, rozszczelnia się nowy simering z przegrzania albo wybijają się tryby i potem widać na nich łuskę.