Wiem, temat omawiany kilkakrotnie, ale nie znalazlem satysfakcjonujacej mnie odpowiedzi.
Pacjent to M117 '88 rok. Wczoraj wieczorem wracajac z miasta nagle pojawil sie dobiegajacy spod maski stukot. Auto bylo rozgrzane (ok 90C), cisnienie oleju w normie, motor mial moc i nie kulal. Tylko tyle ze zaczal stukac

Stuki rosly wraz z obrotami. Powyzej jakiejs tam predkosci obrotowej cichly. Po ciemku podnioslem maske, w nadziei ze to wali cos luznego pod maska, ale nie - dzwieki mialy zrodlo pod prawa pokrywa zaworow.
Dzisiaj zdjalem pokrywe zaworow, ale nie znalazlem niczego niepokajacego. Regulatory naciskane trzonkiem mlotka wszystkie twarde tak samo. Na odpalonym motorze olej byl rozprowadzany rownomiernie cala dlugoscia magistralki. Stukow nie bylo, wiec postanowilem sie przejechac. Walenie zaczyna sie dopiero po jakis 20/30 minutach jazdy. Raz ciszej, raz glosniej, przy maksymalnym natezeniu wali jak Diesel w Transicie. Zeby bylo weselej okazalo sie, ze raz wali spod lewej pokrywy, raz spod prawej...
Co o tym myslicie? Kasatory? (Aha, motor zalany Castrolem Magnetic'iem 10w40)
No i najwazniejsze, moge wracac na takim klekocie 600km do domu na swieta, czy lepiej wsiasc w PKP..
![[szalone]](./images/smilies/szalone.gif)