Więc melduję:
Żadnych czynności naprawczych we własnym zakresie nie wykonałem.
Pogoda mi nie pozwoliła trochę, a trochę wyskoczył nowy kwiatek w postaci całkowitego prawie zaniku ładowania.
Auto poszło na warsztat. Okazało się że usterka alternatora (pojawiająca się dość regularnie) tkwiła głębiej niż się zdawało.
Że wymiana regulatora była wystarczająca do tzw następnego razu i była tak zwanym "pudrowaniem syfa".
Trzeba było wymienić uzwojenie w wirniku, czy może jego część.
Od wczoraj cieszę się sprawnym ładowaniem

i piszę o tym w tym wątku ponieważ objawy o których mowa wcześniej, czyli gaśnięcie w trakcie jazdy nie pojawiły się.
Może trochę wcześnie na otwieranie szampana, ale w sumie to jutro piątek, więc i tak się zrobię...za zdrowie alternatora
...i rozrusznika, bo też uległ naprawie!
Dziękuję za pomoc intelektualną, pozdrawiam wszystkich i do odczytania, mam nadzieję w innym wątku