Zasysanie - tak jak np. czynimy to, pijąc coca colę przez słomkę - polega na wytworzeniu obszaru obniżonego ciśnienia. Reszty dokonuje powietrze, które wpycha wodę na taką wysokość, póki ciśnienie słupa cieczy nie zrównoważy ciśnienia atmosferycznego - czyli co najwyżej na 10 m. Ten system, znakomity do sączenia drinków i przydatny przy niezbyt głębokich studniach, nie sprawdza się jednak w przypadku drzew.
Opiera się ono na zjawisku osmozy - Pompa korzeniowa nie jest jednak, niestety, zbyt wydajna - maksymalnie umie wytworzyć ciśnienie trzech atmosfer.
Okazuje się, że dzięki siłom spójności, czyli przyciąganiu elektrycznemu między cząsteczkami, woda zachowuje się jak mocny sznurek - Wytrzymałość wody na zrywanie jest zadziwiająca - grupa fizyków z Arizona State University, badając kropelki wody uwięzione w kryształach syntetycznych, osiągnęła naprężenie 1400 atmosfer, czyli takie, jakie miałaby woda w słupie o wysokości 14 kilometrów!
George Koch z Northern Arizona University we Flagstaff, który mierzył wydajność fotosyntezy, zauważył, że spada ona drastycznie wraz ze wzrostem wysokości. Liście rosnące u szczytu drzew otrzymują mało wody i pobierają znikomą ilość dwutlenku węgla. Są drobniejsze i bardziej mięsiste niż liście położone niżej, a więc też zawierają mniej chlorofilu. Z punktu widzenia drzewa to darmozjady przynoszące więcej szkody niż pożytku.
Koch oszacował, że granicą opłacalności wzrostu jest dla drzew 122-130 metrów.
Oznacza to, że rekordzistki na wybrzeżu Kalifornii mogą jeszcze urosnąć kilka, kilkanaście metrów, ale nie więcej
http://www.drzewapolski.pl/Wstep/najwyzsze_drzewa.htmlCzyli jednak efekt kapilarny wygrywa. Szacun.