Z kronikarskiego obowiązku: dziś przejechaliśmy 590km, od startu 3.002km. Do domu około 1.500km

Pierwszy etap podróży zaczął się od ostatnich widoków morza i pierwszego z wielu tuneli, które nas dziś czekały.
Później przejeżdżaliśmy znów północną granicą Jeziora Szkoderskiego - z widokiem na naszą wczorajszą restaurację


Wzdłuż tej drogi występował też zamek w formie ruin oraz pociąg.

Wspominane przez Doriana niezliczone serpentyny wprowadziły nas na rekordową wysokość 1.530m, o czym niezawodnie poinformował nas Dr Becker, GPS.

Takich wjazdów było kilka, po których następowały równie karkołomne zjazdy.

Krajobrazy w masywie Durmidoru były bajkowe. Mi zresztą nazwa Durmidor kojarzy się albo z Harrym Potterem albo z Władcą Pierścieni



I tak sobie jedziemy, aż tu nagle wyrasta nam elektrownia

Elektrownia oddana do użytkowania w roku 1982, znajduje się w miejscowości Plevlja (19,5 tys. mieszkańców), na wysokości 770 metrów, ma moc 210MW i zapewnia 45% energii elektrycznej dla Czarnogóry. Korzysta z węgla wydobywanego nieopodal, z malowniczej dziury w ziemi - jedyna kopalnia węgla w Czarnogórze. Komin elektrowni jest najwyższym stworzonym przez człowieka obiektem w Czarnogórze - 250 metrów.

Mijaliśmy też tunel wykuty w skale i niezabezpieczony kręgami betonowymi, a ze stropu zwisały sople lodu. Niektóre całkiem pokaźnych rozmiarów.

Inny z tuneli...

... wywiódł nas wprost na górę, która wyglądała jak ciasto - przekładaniec

Po drodze mijaliśmy też różnego rodzaju wynalazki motoryzacyjne, czasem w pracy, a czasem po prostu odpoczywające pod oknami...

... oraz innych użytkowników drogi


Podczas jednej z przerw...

... zastanawiamy się, co dalej robić.

Pojedźmy na obiad do Žabljaka. Pytanie z gatunku MózgoKat - do czego służą skrzynki przymocowane z tyłu Golfa Country?

Trafiliśmy też na kanion rzeki Tara - rzeka ma 144km długości, a sam kanion 82km długości, co czyni go drugim co do długości kanionem na świecie (po kanionie Colorado). Największa głębokość kanionu 1.300 metrów. A most z którego robiliśmy zdjęcia zbudowany został w latach 1937-1940, ma długość 365m i wznosi się 172m ponad lustro wody, i występował w kilku filmach (m.in jugosłowiańskim "Most" oraz w "Komandosach z Nawarony")


W końcu dojechaliśmy do Serbii

Z powodu szybko zapadającego zmroku udało nam się jedynie złapać klona Bodziowej Karety


Do smaczków Doriana dodałbym też toaletę a'la Małysz na sieciowej stacji MOL, oraz ogólne wrażenie posowieckich klimatów (obecne również w mniejszym stopniu Czarnogórze a w większym w Albanii) - mnóstwo warsztatów samochodowych, gumi-serwisów i różnego autoramentu warsztatów i sklepów budowlanych, oraz ogólny brak dbałości o otoczenie - ma być wyłącznie funkcjonalnie w minimalnie zadowalającym stopniu, a w żadnym wypadku ładnie. Czyli np. przejazdy przez krawężniki z byle jak narzuconego betonu, powszechnie obecny bałagan pobudowlany, ogólnie walające się śmiecie (byle nie na mojej posesji), zaniedbane pobocza dróg, czy też kompletnie niezagospodarowane posesje sąsiadujące np. z sieciową stacją paliw. W Serbii duża część drogowskazów jest niemiłosiernie zdewastowana (czego nie widzieliśmy nidgzie wcześniej) - połamane, zamazane sprayem. Czasem naprawdę trzeba było zgadywać co jest napisane. Ku mojemu zdziwieniu, nie zauważyłem natomiast powszechnie występującej w Kazachstanie i Rosji właściwej - ocynkowanej blachy falistej. Zamiast tego ogrodzenia budowlane często wykonywane są z palet drewnianych.
Za to kierowcy jeżdżą w Serbii zdecydowanie najgorzej ze wszystkich krajów, które widzieliśmy - wyprzedzanie na ciągłej to norma (raz autobus poszedł na czołówkę, mijanka była "na gazetę"). Na zjazdach jest tu ciekawy wynalazek (w Czarnogórze zresztą podobnie) - jeżeli w przeciwnym kierunku (pod górę) są dwa pasy (wolniejszy i szybszy), to ten szybszy "z dołu" jest też używany jako "szybszy" dla jadących z góry - na co pozwalają znaki poziome. Można się nieźle zdziwić wyprzedzając "z dołu" ciężarówkę i wyjeżdżając zza zakrętu. Ponieważ ja nie chciałem, żeby było to moje ostatnie zdziwienie w życiu, szybko odpuściłem sobie wyprzedzanie pod górę na zakręcie.
Eh, jakoś mrocznie to wszystko zabrzmiało...
Wpadka adresowa to moje dzieło - dyktując adres Bodziowi do GPS z pamięci, pomyliłem nazwiska patronów, przez co wylądowaliśmy w dzielnicy o podejrzanej proweniencji, z uliczkami wąskimi na jedno auto, ale za to ruch był jak w godzinach szczytu na Marszałkowskiej. W pewnym momencie, kiedy pytaliśmy się o drogę, zrobił się za nami korek na 3 auta, a przed nami samochód z przyczepą, jadący w przeciwnym kierunku. Oczywiście wszyscy miejscowi wyszli i zaczęli jednocześnie na nas wrzeszczeć, na szczęście rozmiar Karety Bodzia podziałał i jakoś udało się z tego wyplątać.
Nagrodą był (jest) nocleg - Apartamenty Carpe Diem - za 72EUR mamy 3-pokojowy apartament z kuchnią, tarasem i barem, oraz wszystkie auta zaparkowane bezpiecznie w garażu.
Dobranoc wytrwałym
